Wyruszyliśmy rano z Prudnika, autobusem do Głuchołaz. Słońce od rana świeciło bardzo intensywnie, pogoda była przepiękna. Z głuchołaskiego pks-u mieliśmy się dostać na dworzec pkp, by udać się pociągiem do Jesenika, a czasu na przejście nie było wiele. Biegiem dotarliśmy idealnie na pociąg wjeżdżający na naszą stacje, a przynajmniej tak nam się zdawało. Była to bowiem stacja towarowa, przez którą nasz transport jedynie przejeżdżał i dosłownie uciekł nam sprzed nosa. Mimo tej pomyłki wesoło ruszyliśmy w kierunku granicy z Czeską Republiką, śpiewając piosenki podczas marszu przez miasto. Udało nam się złapać autostop do granicy (podwiozła nas przemiła Pani jadąca do pracy) i tam w czeskim sklepie zaopatrzyliśmy się w wodę (słońce świeciło naprawdę mocno). Następnie z nadzieją próbowaliśmy zatrzymać kolejny samochód. I tak! Udało się! Z lekkim niepokojem wsiedliśmy do czeskiego samochodu, ale kierowcą okazał się bardzo uprzejmy pracownik Urzędu Miasta w Jesenikach, który wytłumaczył nam jak znaleźć sklep i życzył miłej podróży.  Dzięki tym ludziom zaoszczedziliśmy mnóstwo czasu, który wykorzystaliśmy na zakupy w Kauflandzie. Po zaopatrzeniu się w rohliki, kabanosy i płatki z mlekiem ruszyliśmy w dalszą drogę autobusem do Karlowej Studzienki. Tam zjedliśmy lekki obiad w _____ (česnečka, palačinky ❤) i mijając ciekawą figurę jelenia (gdzie odbyła się cała sesja zdjęciowa) wyruszyliśmy na poszukiwanie _____ szlaku. jelenWięcej osób schodziło nim niż wchodziło, drzewa dawały przyjemny cień, rozmawiając o różnych sprawach (włączając harcerskie biwaki i stopnie) szybko, bez większych niespodzianek dotarliśmy do schroniska Barborka. Wynająwszy pokój i rozpakowawszy się ruszyliśmy na podbój… Smażonego sera i toczonej kofoli. Dopiero wieczorem zaczęliśmy zdobywać szczyt. Na trasie nie było już nikogo, prócz nas. Droga, zawsze pełna turystów, była cicha i spokojna dzięki czemu udało nam się spotkać sarnę/ łanię, przekraczającą ścieżkę zaledwie kilka metrów od nas. Na szczyt dotarliśmy tuż przed zachodem słońca. Ciężko opisać widok, który dany nam było podziwiać. Nie mieliśmy mawet dobrego aparatu (czego bardzo żałowaliśmy) ale zdjęcia, robione telefonem mizernej jakości i tak okazały się zniewalające (jak na słaby aparat). Niebo było różowo-błękitne, a słońce delikatnie pozłacało wierzchołki pagórków, zbocza zaś tonęły w ciemnozielonym cieniu. W milczeniu wracaliśmy do schroniska, przystając czasem na chwilę i chłonąc piękno zasypiającej natury.1245

Następnego dnia opuściliśmy Barborkę (po płatkach z mlekiem zjedzonych bez łyżeczek, z uciętej plastikowej butelki, a to niełatwe zadanie) i, omijając szczyt skierowaliśmy się na ____ trasę.znak Prowadziła ona między malowniczymi skałami i wodospadem, najwyższym w Jesionikach. Prócz grupy mężczyzn naprawiających kładkę nie spotkaliśmy nikogo na trasie. Pogoda była chyba jeszcze wspanialsza niż poprzedniego dnia, wygrzewaliśmy się na skałach i szukaliśmy prawdziwych obywateli tamtejszych lasów.  skalyprawidIdąc trasą ___ do ___ zagłębiliśmy się w niezbyt uczeszczaną, lecz piękną leśną gestwinę. Niektóre podejścia były naprawdę strome, a ścieżki zarośnięte wysoką trawą. Upał wcale nie pomagał,wq dodatku w pewnym momencie zaczęła kończyć nam się woda. Wszyscy myślą, że Jesioniki to niskie, zaludnione pagórki, jednak trafiliśmy na nagrzaną szosę, zupełnie cichą i pustą. Mimo spragnienia i zmęczenia przyspieszyliśmy kroku, nie chcąc by znów uciekł nam autobus. Przez chwilę byliśmy nawet wystraszeni, gdyż wciąż nie było widać miasteczka do którego zmierzaliśmy. W końcu szczęśliwie dotarliśmy na przystanek i, ściskając zakupione w pośpiechu chłodne napoje, wsiedliśmy do autobusu. W Jesenikach pozwoliliśmy sobie na obiad w restauracji ___, gdzie pochłonęliśmy cudowne palačinki (naleśniki). Udało się nam przekonać rodziców, by odebrali nas z Czech, czekaliśmy na nich zatem, siedząc na ławce i wygrzewając się na słońcu, ciesząc z ostatnich dni wakacji.